„Kiedy skończyłam 40 lat, otrzymałam trzy propozycje ról – wszystkie polegały na tym, że miałam zagrać czarownicę” – mówiła Meryl Streep w jednym z wywiadów.
Dane są bezlitosne: postaci powyżej pięćdziesiątki stanowią mniej niż 25% bohaterów w głównych produkcjach filmowych i serialowych. Cztery na pięć postaci to osoby młodsze niż 50 lat, a tylko jedna czwarta z nich to kobiety. Ile z nich gra główne role? Nietrudno zgadnąć.
Mechanizmy kulturowe przez wieki sprowadzały kobiecość do młodości, atrakcyjności i funkcji służebnych. Zgodnie z normami społecznymi kapitał kobiet ogranicza się do wyglądu i zdolności rozrodczych – gdy one przemijają, kobiety stają się niewidzialne.
Kulturowe wykluczenie
Reprezentacja dojrzałych kobiet w kinie jest znikoma. Współczesna kinematografia rzadko proponuje dojrzałym kobietom pełnowymiarowe role. Tymczasem mężczyźni w podobnym wieku wciąż dostają główne role: dziewięćdziesięcioletni Clint Eastwood jako kowboj nikogo nie dziwi. To klasyczny przykład podwójnych standardów. Gdzie są filmowe bohaterki po pięćdziesiątce? Nie jako babcie, mentorki czy ekscentryczne drugoplanowe postacie, ale jako pełnoprawne protagonistki – z własnymi pragnieniami, konfliktami i wyborami?
Podobnie jest w świecie mody, muzyki, biznesu.
Dojrzałe ekspertki są rzadziej zapraszane do programów i podcastów, zupełnie jakby ich ogromne doświadczenie i wiedza zdobywane przez lata nie liczyły się w obliczu młodości lub płci innego eksperta.
Nie tak dawno oglądałam wywiad z 85-letnią psycholożką, dr Ewą Woydyłło, opublikowany na jednym z popularnych kanałów na YouTube. Mądra, charyzmatyczna, uważna – dzieliła się doświadczeniem, którego nie da się zdobyć z dnia na dzień. I choć jej słowa były głębokie i ważne, pod filmem pojawiły się komentarze, które mówiły więcej o stanie kultury niż o samej rozmowie. „Czy ta starsza pani wie, o czym mówi?”, pytał ktoś z przekąsem. Ktoś inny ironicznie dopytywał, czy gościni potrafi sama wysłać maila.
Trudno nie poczuć zażenowania. Biorąc pod uwagę doktorat, liczne fakultety, badania prowadzone w Polsce i za granicą oraz kilkanaście książek autorstwa Woydyłło – komentujący mógłby, z odrobiną dobrej woli, wysnuć wniosek, że tak, dr Ewa Woydyłło potrafi wysłać maila.
To jeden z wielu przykładów tego, jak ocenianie przez pryzmat wieku i płci może zaburzać postrzeganie. Dojrzała kobieta, choćby była autorytetem, musi udowadniać, że wciąż „ogarnia rzeczywistość”. A przecież to nie ona się z niej wypisała – to kultura usiłuje wypisać ją z obiegu.
Takie komentarze to nie przypadek. To systemowy objaw kultury, która boi się dojrzałych kobiet, bo nie może ich już kontrolować przez urok młodości ani wtłaczać w role, do których przywykła. To złogi patriarchatu, które skaziły nasze postrzeganie dojrzałych kobiet.
Ageism z podziałem na płeć
Żyjemy w kulturze, która wynosi na piedestał młodość, czyniąc z niej jedyny akceptowalny kanon piękna. Nie podobają nam się zmarszczki, siwe włosy i obwisłe policzki – być może dlatego, że zbyt dobitnie przypominają nam o przemijaniu i własnej śmiertelności. Problem w tym, że ten estetyczny rygor dotyczy głównie kobiet. Starzenie się mężczyzn często zyskuje status szlachetnego procesu – siwe pasma nad czołem George’a Clooneya stają się znakiem charakterystycznym, symbolem mądrości i doświadczenia. Tymczasem Sarah Jessica Parker została publicznie skrytykowana za to, że podczas zwykłej kolacji z Andym Cohenem pokazała się z siwymi włosami i bez makijażu. Cohen, nawiasem mówiąc, również miał siwe włosy i nie miał makijażu – ale, jak łatwo się domyślić, nikogo to nie zainteresowało.
Kobiety zmieniają narrację
Choć kultura masowa i przemysł filmowy przez długi czas wykluczały dojrzałe kobiety z głównych ról, coraz częściej pojawiają się one na ekranie, także w bardziej złożonych i pozytywnych rolach. Jednak wciąż jest to wyzwanie – nawet dziś kobieta w średnim wieku czy starsza często jest ukazywana w kontekście rodziny, schyłkowego etapu życia lub walki z problemami zdrowotnymi.
Za zmianą stoją one same – aktorki, reżyserki, producentki; Geena Davis i jej Institute on Gender in Media, czy Reese Witherspoon, która założyła wytwórnię „Hello Sunshine”, by tworzyć historie z kobiecej perspektywy, w tym także o dojrzałych bohaterkach. „Przestałam czekać na ciekawe role – zaczęłam je tworzyć sama” – mówiła aktorka.
Popkultura to nie tylko rozrywka – to potężne narzędzie, które wpaja nam gotowe wzorce miłości, związków, sukcesu i piękna.
Kulturę tworzą opowieści: mity, baśnie, filmy, literatura. My sami składamy się z opowieści – są one trzonem naszej tożsamości, tłumaczą nam świat, pomagają zrozumieć zjawiska, okiełznać rzeczywistość, oswoić strach. To, jakimi opowieściami się karmimy, rzutuje na to, jakim staje się świat. Przez wieki historia pisana przez mężczyzn i utrwalana przez religie systemowo wymazywała kobiety-liderki, wojowniczki i prorokinie, redukując je do milczących matek, grzesznic lub czarownic – bo ich siła zagrażała patriarchalnemu porządkowi.
Nie wykluczajmy więc kobiet z tych opowieści ani nie sprowadzajmy ich do księżniczek czekających na księcia. Przypomnijmy sobie o kobietach-liderkach, wojowniczkach i prorokiniach, które przez wieki wymazywano z historii i zastępowano rzewnymi bajkami o pokornych dziewczętach czekających na swojego księcia. Skoro kultura systemowo pomijała silne kobiece postacie, nic dziwnego, że do dziś łatwiej nam uwierzyć w Kopciuszka niż w Marię Skłodowską-Curie. Pamiętajmy, że rzeczywistość zmienia się od narracji. Skoro to opowieści kształtują nasze postrzeganie świata, zmieniając je, możemy zmienić i rzeczywistość
1 Geena Davis Institute on Gender in Media, Gender Bias Without Borders, 2014.




















Dodaj komentarz