Czy zdarzyło ci się kiedyś wybrać coś tylko dlatego, że będzie lepiej wyglądać na Instagramie? Powiedzmy: stolik w kawiarni, danie w restauracji albo niewygodne (ale świetnie wyglądające na zdjęciach) buty? To nie jest grzech influencerów, a nas wszystkich. Bo w roku 2025 wszyscy żyjemy trochę na pokaz.
Czy Instagram zmienił nasze życie?
Zaczyna się niewinnie – od układania książek na półkach według kolorów okładek, aż po odwiedzanie „insta-miejscówek”, które wpisują się w trendy na platformie. A to przecież tylko drobny fragment tego, jak bardzo Instagram wpływa na naszą codzienność.
Platforma, podobnie jak inne media społecznościowe, stała się głównym kanałem marketingu i promocji – dla marek, biznesów, a także dla tych, którzy marzą o własnej „instakarierze” lub budują markę osobistą. Ale co ze „zwykłymi” ludźmi? Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że kolorowe mozaiki oglądane na ekranie telefonu nie mają wielkiego znaczenia. A jednak – badania mówią coś zupełnie innego.
Coraz częściej użytkownicy Instagrama doświadczają obniżonej samooceny i satysfakcji z życia. Pojawiają się porównania z innymi, zazdrość, poczucie bycia gorszym, a nawet symptomy depresji. Raport Royal Society for Public Health (RSPH) z Wielkiej Brytanii uznał Instagram za najbardziej szkodliwą platformę dla zdrowia psychicznego spośród wszystkich przebadanych. Wskazano m.in. na jego związek z wyższym poziomem lęku, depresji, niską samooceną oraz zjawiskiem „zmarnowanego czasu” – czyli dobrze znanym FOMO (fear of missing out, strach przed tym, że coś nas omija).
Inne badania sugerują, że młodzi ludzie spędzający ponad dwie godziny dziennie na portalach społecznościowych częściej zgłaszają objawy psychicznego przeciążenia. Autorzy podkreślają, że publikowane treści często kreują nierealistyczne oczekiwania i pogłębiają poczucie niedoskonałości. Właśnie tutaj zaczyna się udawanie.
Zapominamy, że przeglądając Instagram, patrzymy zza kulis swojego życia na to, co dzieje się na cudzej scenie. A na scenie – jak to na scenie – nic nie dzieje się przypadkiem: wszystko jest wyreżyserowane, dopieszczone i dokładnie takie, jak ktoś chce, żebyśmy zobaczyli.
Życie na pokaz
Są ludzie, którzy w swoich mieszkaniach mają „instagramowe kąty”: skrawki przestrzeni wystylizowane aż do przesady, a przy tym odstające od reszty mieszkania, tylko po to, by na Instagramie udawały część pięknego lokum. Są też tacy, którzy wybierając wakacyjne plenery, szukają miejsc, których inni mogliby im pozazdrościć. Okraszane hashtagami #beautifullife posty krzyczą: „Mój widok z okna jest lepszy niż twój, więc ja jestem lepszy niż ty”.
W najprostszej formie właśnie do tego sprowadza się instaobsesja. Kreujemy coś na wzór swoich awatarów, które zamieszkują kafelki platformy. W głębi duszy czujemy, że nie jesteśmy idealni, chcemy więc, żeby chociaż nasze awatary miały idealne życie. Albo – żeby inni tak myśleli.
Życie z filtrem
Na pewno masz dalekich znajomych, z którymi nie masz już prawdziwego kontaktu, a jednak jesteś na bieżąco z tym, co dzieje się w ich życiu. To nie są prawdziwe znajomości – to pewnego rodzaju podglądactwo. Zaglądamy w życie ludzi, z którymi nie zamieniliśmy słowa od lat, nie licząc sporadycznych komentarzy pod ich postami.
Nasz instagramowy feed to parada porównań – nie tylko porównujemy własne życie z tym, co widzimy na ekranie telefonu, ale nieświadomie tworzymy hierarchię, w której obserwowani przez nas ludzie zajmują różne miejsca.
Koleżanka, która wyszła bogato za mąż i mieszka w Dubaju, obok znajomej poetki, która właśnie dostała nagrodę literacką, gdzieś w tle znajoma z liceum, która prowadzi wypasiony biznes. A między nimi ty – scrollująca ich zdjęcia w rozciągniętej piżamie i w mieszkaniu, które nadal wynajmujesz, mimo że masz 40 lat.
Żeby poczuć się lepiej, wrzucasz swój post – z modnej restauracji, w sukience, na którą wydałaś więcej niż powinnaś i którą założysz może jeszcze dwa razy w życiu (bo już masz w niej zdjęcie), ze zbyt ciężkim makijażem, który i tak pokryje któryś z filtrów, mających sprawić, że wszystko wydaje się jeszcze piękniejsze. Będziesz burczeć na swojego partnera, który nie będzie chciał robić ci pięćdziesiątego z rzędu zdjęcia, bo jeszcze żadne nie wyszło idealnie. Dołożysz więc błyszczyk do ust, uwydatnisz biust tak, żeby na pewno nie można go było przeoczyć. Zamiast skupić się na tym, gdzie i z kim jesteś, będziesz co chwilę zerkać na to, ile osób polubiło i skomentowało twoje zdjęcie.
I będziesz w końcu zadowolona – ale do czasu. Bo oto w twoim feedzie pojawi się zdjęcie TEJ koleżanki, która akurat jest w jakimś egzotycznym miejscu, pomaga zwierzętom, sierotom, a przy tym na jej udach nie ma ani grama cellulitu, jest za to opalenizna południowego słońca i jakiś blask, który trochę oślepia. Poczujesz się więc głupio w swojej pięknej sukience, której wiesz, że nie powinnaś kupować. Zamówisz o jeden kieliszek wina za dużo i zamiast cieszyć się wieczorem, będziesz udawać sama przed sobą, że twój zły humor nie ma nic wspólnego z przeglądaniem platformy.
Bo prawda jest taka: nie ma filtra, który sprawi, że poczujesz się lepiej we własnym życiu.




















Dodaj komentarz