Domy trawią przeszłość. Myśl, która pojawiła się nagle i otworzyła we mnie pokłady nostalgii. Myśl, z której wyrósł wiersz – choć poezji nie pisałam już od dawna. Coś w tej frazie kazało mi się zatrzymać. Czy słowa mogą manipulować czasem?
Poczułam, że wszystkie moje domy są zapisane w ciele.
Bachelard pisał, że „obraz domu wydaje się być topografią naszej intymnej istoty”. Ta przestrzeń, która nas tworzy, jest jednocześnie odbiciem naszego świata wewnętrznego. Emocjonalna geografia.
Miejsca, w których mieszkałam, nie zniknęły – noszę je w sobie. Dom, z którego widać zachody słońca nad Karkonoszami i starą jabłoń w ogrodzie. Schody na strych pełen rzeczy – starych ubrań mamy, kredensu prababci, poniemieckich drobiazgów – przedmiotów widm. I inne miejsca: pokoje w internacie, gdzie może do dziś na odwrocie stołów i obrazów kryją się nasze podpisy. Pokoje, w których tak szybko wyrastaliśmy z dzieciństwa.
Ale nostalgia nie zatrzymuje się na progach domów. Rozlewa się na miasta, na krajobrazy, na czas, który przeminął. W końcu cały świat staje się mapą, na której kotwiczymy siebie – emocjonalnie, nieświadomie, z przywiązaniem, które trudno wyjaśnić. Świat to miejsca, które nosimy w sobie, pewna ciągłość w czasie i więź z przestrzenią.
Przez 15 lat dorosłego życia śnił mi się Bolków, miasto, które nosiłam w sobie jak zaklęcie. W snach było zawieszone gdzieś pomiędzy – nie do końca przeszłość, nie do końca teraźniejszość. Czasami pojawiałam się tam jako ja dzisiejsza, spacerując tymi samymi ulicami, przechodząc znajomymi korytarzami internatu, który wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy. Innym razem znów byłam tamtą dziewczyną – kimś, kogo lubiłam bardziej niż siebie w dorosłym życiu.
To były sny pełne magii, jakby umysł uciekał tam, gdzie świat nie był jeszcze tak skomplikowany. Miejsce, którego nic nie mogło naruszyć, bo istniało poza rzeczywistością. Może dlatego tamten czas wydawał się idealny – przełom lat 90. i 00., młodość, zachłyśnięcie się wolnością, światem, pierwszymi wielkimi marzeniami. Odkrywanie rzeczywistości krok po kroku. Nic potem nie było już takie samo.
Ostatnio śni mi się rzadziej. Może dlatego, że w końcu go odczarowałam. A może dlatego, że coraz lepiej czuję się w miejscu, w którym jestem teraz. Po tylu latach chyba wracam do siebie. Do tamtej dziewczyny z głową pełną pomysłów i marzeń, która po latach diety niskowibracyjnej – z niedoborem wiary w siebie, z ograniczonym dostępem do własnego potencjału – znów ma apetyt na cały świat.




















Dodaj komentarz