Felieton nieco zrujnowany

Moja ostatnia podróż ciągnęła się z Dolnego Śląska na północny wschód, poprzez niziny Wielkopolski ku Kujawom. Zmieniający się krajobraz odrywał mnie od czytanej książki, ciążyła mi w ręku, a ja nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że czegoś w tym krajobrazie jest za dużo, coś przeważa i to na tę stronę, na którą nie powinno. Rumowiska. Rozwaliny. Zgliszcza. Co kilka kilometrów widoczny rozkład. Stare pałace, kamienice, niegdyś piękne i majestatyczne, dzisiaj straszące pustymi oczodołami okien.

W spadku po romantycznych przodkach przypadło nam uwielbienie tego, co niejasne, co pobudza wyobraźnię i kieruje ją ku przeszłości. Mówiąc o kontemplowaniu ruin ujmująca melancholia i miła trwoga to dwa główne odczucia, które sformuowane przez osiemnastowiecznych teoretyków krajobrazu, według mnie są nadal aktualne. Moglibyśmy je uzupełnić o swoistą odmienność w postrzeganiu ruin industrialnych, których odbiór jest inny na płaszczyźnie estetycznej. I tak jak stare mury budzą w nas jakąś trudną do sprecyzowania nostalgię, tak samo trudno otrząsnąć się z żalu za tym, co minęło. Są też ruiny, które wzbudzają zgoła inne odczucia, takie, których widok przywodzi na myśl nieprzyjemne doznanie czegoś przedwcześnie zmarnowanego.

Nie tak dawno wałęsałam się po okolicach moich rodzinnych stron. Przeraziło mnie, że na tak niewielkim obszarze znajduje się niewyobrażalna ilość zniszczonych zabytkowych pałaców, o które nikt już nie dba. Doprowadzenie do degradacji pałacu w Wojcieszowie skończyło się dla właścieciela karą w wysokości dwudziestu czterech tysięcy złotych. Śmieszny wyrok jeżeli weźmiemy pod uwagę, że dotyczy zniszczenia obiektu pochądzącego z XVI wieku. Niestety nie jest to jedyny zabytkowy kompleks, który został rozkradziony lub posłużył do przeprowadzania nadużyć (jak choćby poprzez wyłudzanie VAT-u).

Upiorne legendy krążące na temat starego folwarku, dziś raczej jego marnych pozostałości, towarzyszyły dzieciakom w moim mieście odkąd pamiętam. W istocie, ponure to miejsce, przyprawić może o gęsią skórkę. Sędziwe mury, z których teraz uchowała się jedynie brama, pamiętają czasy sięgające szesnastego wieku. Nie sposób więc było obejść się bez insynuacji na temat tego, jakie straszliwe rzeczy mogły się w tych murach niegdyś przydarzyć. To zresztą znamienne dla takich miejsc, że zawsze obrastają w legendę, legendę smętną, obleczoną w grobową aurę. To nic, że zazwyczaj  ta nie ma z prawdą nic wspólnego, przecież liczy się to, jakie emocje wywołuje w dorastających umysłach. Pałac w Starej Kraśnicy, bo o nim mowa, był częścią majątku rozciągającego się na okoliczne obszary.  Niedaleko znajduje się grobowiec, na którym prawie nieczytelne, zatarte już niemieckie litery dają świadectwo o czasach i ludziach, których dziś nikt już nie pamięta. Gdyby nie rażące zaniedbanie miejsce to z pewnością mogłoby być chlubą tej okolicy, jak zresztą wiele innych pobliskich pałaców i dworków.

Akerman

Osobiście odczuwam szczególny sentyment do jednego z takich miejsc. Jeszcze teraz pamięć podpowiada mi obrazy, a w nich duszący zapach polskiego lata, ruiny starego dworku po zmroku, czarna noc i niosące się od strony wsi ujadanie psów. Wokół ruin mokradła, w nich porośnięte szlamem gałęzie połamanych drzew. Krajobraz jak wyjęty z powieści grozy, ale prawdziwy, tuż na wyciągnięcie ręki. Ten dreszcz strachu i ekscytacji, kiedy wkradaliśmy się tam po kryjomu, z głowami pełnymi zasłyszanych strasznych historii krążących na temat tego miejsca. Białe damy, trucizny, tajemnice i śmierć. Newielu odważyło wejść do środka, szczególnie nocą. Było to niebezpieczne nie tylko ze względu na wyimaginowane zjawy, a przede wszystim na możliwość zawalenia się spróchniałych stropów. Nawet nieco później, kiedy zdarzyło mi się tam znaleźć w wieku bardziej dojrzałym, aby robić rzeczy, których oficjanie robić nastolatkom nie wolno, wyobraźnia zaczynała robić swoje. A może była to robota w tajemnicy wypalanych skrętów, któżby się teraz nad tym zastanawiał.

To niegościnna, obca przestrzeń ruin kreuje atmosferę, która pobudza naszą fantazję. Sami tworzymy narrację odnoszącą się do miejsca, które znamy tylko w zdegradowanej, zniszczonej formie, zatrzymane w czasie, bo przecież często odczuwamy, że tam, gdzie nie ma ruchu czas spowalnia. Do tego ruiny kierują nasze myśli w stronę pustki, niebytu, bo swoimi trwaniem poświadczają jakiś brak, opowiadają o czymś, czego już nie ma. Obcowanie z ruinami to poniekąd obcowanie z nicością.

Jest coś fascynującego w opuszczonych miejscach, jakaś melancholia i tęsknota za czymś nieuchwytnym, trudnym do nazwania. Te fragmenty, które składają się na świat, którego już nie ma, przypominają nam, że i my kiedyś przeminiemy, że i nam przyjdzie stanąć twarzą w twarz z tym, co nieuchronne. Może są po prostu piękną metaforą śmierci?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: